Z radością powitaliśmy nowego członka rodziny i ku zadowoleniu wszystkich, to kolejny chłopak 😀 Do tej pory mieliśmy kotki, teraz to nasz trzeci kocur. Nie wiem czy to reguła, ale jednak kocury mają (wbrew pozorom) łagodniejsze usposobienie. A o tej konkretnej rasie myślałam już od dłuższego czasu. Głównie dlatego, że zawsze miałam podwórkowe znajdy 😉
Oczywiście marzyły mi się sesje zdjęciowe, ponieważ kocie kadry to również mój osobisty konik. Każdy z domowych kotów może to potwierdzić. Teraz jednak przy większej świadomości fotografii i większym doświadczeniu w stylizacji, efekty powinny być dużo lepsze. A czy faktycznie będą, to się okaże 😉
Plany planami, jednak koci maluch to żywe stworzenie – jest żwawy, szybki i … już go nie ma. Zwabienie go na plan i utrzymanie w kadrze to czysta ruletka. W „najgorszym” razie jest opcja „na śpiocha”.
Witaj w domu
W zasadzie każda ze stylizacji powstała spontanicznie i więcej tu improwizacji niż konkretnych aranżacji. Jak widać, mój słodki niebieski, najlepiej wygląda na tle czerni i szarości. W sielskich brązach (moich ulubionych), raczej mu nie do pyszczka 😉 niestety.
Jeśli humor i chęci nam dopiszą, stylizacji pojawi się więcej, może nawet kulinarne, kto wie. Póki co, wszyscy cieszymy się takim małym biegającym serduszkiem. Te najsłodsze chwile, kiedy jest jeszcze malutki, szybko przeminą. Potem już będzie cały czas taki sam – duży i równie słodki 😀
Dzięki temu psotnikowi, budzę się i zasypiam z uśmiechem. Dla mnie to czysta, żywa energia i radość. A przy tym miękkość i ta wibrująca czułość … Miłośnicy kotów wiedzą o czym mówię. Bo każdy kot potrafi stopić nawet lodowate ludzkie serce … I pewnie wszyscy twardziele kiwają teraz głowami.
Cóż, na koniec taka refleksja. Poszukując rasowego kota, musiałam ogarnąć choć pobieżnie informacje o hodowlach i hodowcach również. Okazuje się, że hodowle należące do jakichś „elitarnych” stowarzyszeń sprzedają kocięta najwcześniej po 16 tygodniu życia (trochę późno jak dla mnie). I tylko wykastrowane (to jasne już dlaczego tak późno) i zaczipowane.
Kastracja maluchów to dla mnie czyste barbarzyństwo, podyktowane wyłącznie interesem hodowcy. Moim zdaniem, dla prawidłowego rozwoju, przed kastracją kot powinien osiągnąć dojrzałość płciową. Proceder ten wziął się prawdopodobnie z USA, gdzie w schroniskach zaczęto kastrować również maluchy, ponieważ te chętniej były adoptowane, a przepisy mówiły, że tylko wykastrowane koty mogły iść do adopcji. Więc kastrowano również kocięta, które potem według „badań” świetnie się rozwijały, a niedobór hormonów wcale im nie zaszkodził. Na logikę widać, że to nie trybi. Ale cóż, interes się kręci. Jak czytam gdzieś, że „amerykańscy naukowcy” coś tam zbadali, to z pewnością jest to kabaret, nie nauka czy prawda 😉