Makaron z dynią

Makaron z dynią to doskonałe danie, które łączy w sobie kremową słodycz dyni z delikatnością makaronu. To idealny wybór na jesienny posiłek, pełen smaków sezonowych warzyw i aromatycznych dodatków.

Jesień ma swój niepowtarzalny urok. Choćby taki, że makaron z dynią i pieczarkami w sosie mascarpone, smakuje tak wyjątkowo tylko o tej porze roku. I tylko teraz mam ochotę na zupę z dyni, dynię z patelni i dynię faszerowaną. Na wiosnę mam jej już po kokardki. Latem jem dużo wychładzających sałatek, ale teraz chętnie sięgam po ciepłe, treściwe, gotowane dania jednogarnkowe. Takie jak to właśnie.

Makaron z dynią

Danie nie jest pracochłonne, jedyne co może tu zniechęcać, to krojenie twardej dyni. Chyba nigdy tego nie polubię 😉 Ale efekt końcowy zawsze wart jest poświęcenia. Domowe obiady nie muszą być nudne ani „tradycyjne”. Najlepiej postawić na różnorodność i sezonowość składników. Przepis można zmodyfikować dodając paprykę i/lub mrożony groszek, natomiast serek da się zastąpić tłustym mlekiem kokosowym w puszce w wersji wegańskiej.

Jeśli chodzi o makaron, mam swoją ulubioną markę od lat, ale nie będę jej tu reklamować. Natomiast wszelkiego rodzaju kasze, płatki, ryż, soczewicę i nierafinowany olej kokosowy, zamawiam w necie w sklepach z ekologiczną żywnością. Kasze i płatki z marketów są tak skażone toksycznym glifosatem, a i często pleśnią oraz robakami, że naprawdę nie warto dodatkowo się truć. Wszelkie toksyny uszkadzają nam jelita, a co za tym idzie – układ odpornościowy. Pleśń powszechnie występująca w zbożach i orzechach, uszkadza wątrobę bardziej niż alkohol. Można wspomagać się tu olejkiem z oregano i witaminą C, która neutralizuje aflatoksyny.

Masło klarowane robię sama i nie polecam żadnych rafinowanych olejów i margaryn zawierających toksyczne tłuszcze trans. To tylko tak dla przypomnienia 🙂

Czasem jak ktoś chce mnie słuchać, mówię o odrobaczaniu, ale jak słyszę teksty „kto pije i pali , ten nie ma robali” – odpuszczam. Każdy sam ponosi konsekwencje swoich działań.

Stylizacja w moich ulubionych ostatnio kremach i beżach. Suszone zboża okazały się mega fotogeniczne i na pewno jeszcze do nich wrócę. Zrobiłam trochę dekoracji do następnego wpisu i dokupiłam jeszcze parę gadżetów. Na szczęście stylizowanie na razie mi się nie znudziło, a co najważniejsze, wciąż pojawiają się nowe pomysły 😉

Zapraszam!