Moja przygoda z miętą wyglądała różnie. Zawsze miałam jakieś sadzonki, tylko albo nie chciały rosnąć (myślę dziś, że to kiepski gatunek był) albo szlag je zaraz trafiał w postaci jakiegoś parcha. Więc ścinałam na bieżąco to co było dobre i… suszyłam. Wy też tak pewnie robicie? Albo dodajecie świeżą do zimnych napojów latem. Ale lato mija, a mięta piękna i młoda będzie znów za rok. Dlatego całkiem rozsądnym rozwiązaniem jest syrop miętowy. Można go pić z wodą mineralną i plastrem cytryny lub dodawać do zwykłej herbaty. Kiedyś tak właśnie robiłam – parzyłam czarną herbatę z dodatkiem paru suszonych listków mięty. Ale to było wieki temu Bo dziś pijam głównie herbaty ziołowe.
Syrop miętowy
Miętę którą użyłam do przepisu dostałam od kolegi, który ma taki dziwny gatunek – rośnie po pas jak pokrzywa On ją ścina bo mu wadzi, a ja dostałam robotę
Ale za to mam teraz nowy przepis.
P.S. Dostałam też sadzonki tego giganta – teraz ja będę musiała to ciąć!
P.S.2 Miętę można wykorzystać również do ciasta jak w przepisie na tartę z miętą i porzeczkami bez glutenu, cukru i nabiału
Syrop miętowy
Wydrukuj PrzepisSkładniki
- *30-40 gałązek mięty w zależności jaka jest duża (ja dostałam wielkie "mutanty")
- *5 litrów wody
- *600 g ksylitolu
- *4 łyżeczki sproszkowanej wit. C lub 3 łyżeczki kwasku cytrynowego lub sok z 3 cytryn
Instrukcje
Miętę umyj i włóż do dużego garnka, zalej wodą i zagotuj - odstaw na noc.
Rano wyjmij gałązki (możesz przecedzić, ale ja tego nie robiłam), dodaj ksylitol oraz któryś z "kwaśnych" składników i zagotuj.
Gorący syrop przelej do czystych słoiczków lub butelek (co preferujesz), odwróć do góry dnem i zostaw do schłodzenia pod przykryciem.
Gotowe
Uwagi
Jeśli masz drobną miętę użyj więcej gałązek lub daj mniej wody - w końcu chodzi tu o smak nie ilość.
Mój mały pomocnik dzielnie nadzoruje przebieg sesji. Dobrze, że nie ma tu czereśni bo dawno by zwędził do zabawy Kawałkiem łodygi lub gałązki też nie pogardzi. Nudy nie ma. Słodki jest
To mini krzesełko wynykaliśmy gdzieś w czasie jakiegoś festynu, od razu upatrzyłam sobie kolejny rekwizyt, a przy okazji „do pary” wzięłam drewnianego konika na biegunach. Na pewno przy jesienno zimowych stylizacjach go zobaczycie