Dla tych, którzy chcą zmienić dietę, ale wciąż wolą „tradycyjne smaki”, dobrą alternatywą jest warstwowa sałatka jarzynowa. Można ją przygotować standardowo, krojąc warzywa w drobną kostkę i mieszając z lżejszym sosem majonezowym lub wegańskim fit majonezem (bez oliwy). Albo zetrzeć ugotowane warzywa i jajka na tarce i układać warstwami „na pierzynkę” w szklanym pojemniku.
Do tego podajemy przygotowany sos majonezowy i polewamy przed podaniem. Przygotowując tę sałatkę, inspirowałam się sałatką o nazwie szuba. To tzw. śledź pod pierzynką z buraczkami i innymi warzywami. Przypomniało mi się, że robiłam ją lata temu. Tyle, że teraz zrezygnowałam ze śledzia, a buraczki zastąpiłam czerwoną fasolką. W sumie wygląda tak samo 😀
Przepis jest banalnie prosty, właściwie dla początkujących 😉 To nie może się nie udać. Należy tylko pamiętać, żeby nie rozgotować ziemniaków, bo trudno je będzie zetrzeć. Składniki najlepiej ścierać bezpośrednio do misy w której układamy sałatkę, bez dociskania, wtedy uzyskamy efekt „pierzynki”. Jeśli wolimy pokroić warzywa w kostkę i wymieszać z sosem, należy robić to delikatnie, inaczej zamiast sałatki zrobi się nam pulpa. W smaku różnicy nie ma, ale w wyglądzie i owszem. Więc jakby co by, przepis banalnie prosty, jednak tylko dla uważnych.
Warstwowa sałatka jarzynowa
Ziemniaki, marchew i jajka obierz. Na dno naczynia wyłóż przepłukaną i osączoną z zalewy fasolkę. Ziemniaki zetrzyj na grubej tarce, najlepiej bezpośrednio na fasolkę, dopraw solą i pieprzem. Na ziemniaki zetrzyj marchew, następnie same białka jajek i ponownie dopraw. Następnie ułóż warstwę pokrojonych w drobną kostkę ogórków. Żółtka zetrzyj na drobnej tarce i posyp nimi ogórki, dopraw. Na wierzch ułóż drobno posiekany szczypior lub por. Wymieszaj składniki na sos, polej sałatkę przed podaniem.Warstwowa sałatka jarzynowa
Wydrukuj Przepis
Składniki
Instrukcje
Niezmiennie towarzyszy mi bohater drugiego planu … Czasem przeszkadza, czasem podjada, a czasem tylko domaga się uwagi, wdrapując się po zasłonach, gdy „usiłuję” zrobić zdjęcia. Jak mam ochotę się przytulić, puszcza siarczystego bąka. Kiedy z rana kładę się na igłach, robiąc sobie i tak mało przyjemną akupresurę, funduje mi w bonusie aromaterapię, korzystając właśnie z kuwety. Nieustannie testuje moją cierpliwość i tolerancję. Ale w zasadzie nawet jak niszczy fotele, nie umiem się na niego denerwować.
Chociaż (kiedyś) miałam kotkę, która (kiedyś) doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Potrafiła z upierdliwą zawziętością pastwić się nad moimi ukochanymi kwiatami. Te, których nie zeżarła, zrzucała na podłogę, robiąc z pokoju wesoły ogródek. Ale szczytem wyrafinowania (lub głupoty) było zalanie sowicie ciepłym moczem, mojej świeżutko zakupionej kołdry z pierza … Takie jest życie, prawdziwe bez lukrowania. Mimo to, nie wyobrażam sobie życia bez kotów 😉
Czemu o tym piszę? Bo życie proste jest. Zwyczajne wręcz. Nudne czasami, czasami znojne. Szukanie wiecznego raju czy haju, kiepsko się kończy dla poszukującego. Barbie, Ken i inne bajeczki (których pełno w digitalu), niech żyją sobie słodko w cyfrowym świecie, gdzie ich właściwe miejsce. Bo w realu, niestety, muszą zjeść, umyć się i w*srać zwyczajnie jak każdy. Może dlatego i sesja dziś bez fajerwerków 😉