W głębi duszy tęsknię za prawdziwym, rajskim ogrodem. Tęsknię za pięknem, obfitością i spełnieniem w istnieniu. Za czasem, kiedy wreszcie mogłabym ugasić „pragnienie”, po długiej, męczącej podróży przez … wyschnięty, ciernisty step jakim jest życie. Zebrać obfite plony i odpocząć w bratnim towarzystwie. Kiedy z radością mogłabym nacieszyć się kolorami i zapachami czystej natury, która stale ewoluuje, zachwyca i niesamowicie inspiruje…

Tęsknota za pięknem, powoduje, że każdą nową przestrzeń oswajam „tworząc piękno”. W ogrodzie to będzie różnorodność roślin z naciskiem, na te kwitnące. W przestrzeni zamkniętej to nacisk na jakość, funkcjonalność oraz atrakcyjność wizualną. Brzydota czy niechlujstwo mnie „boli” i odpycha zarazem

Więc kiedy „schodzimy” z raju, na ziemski padół pełen chaosu, cierpienia i brzydoty, jedyne co możemy zrobić to podnosić jakość wokół siebie. Rozświetlać mrok swoim światłem. Skupić się na tym, co dobre, pozytywne. Skierować energię na to, co ma potencjał. I tworzyć, kreować (czasem zniszczyć), aż wszystko wokół zmieni się na lepsze …

Cała sesja powstała w moim niewielkim (rajskim) ogrodzie. Motywem przewodnim jest kolor zielony, żółty i fioletowy, który obficie manifestuje teraz natura. Najwięcej czasu zajęło mi przygotowanie samych stylizacji, mini bukietów i roślinnych aranżacji. To, co na zdjęciu wydaje się lekkie i przejrzyste, w istocie jest efektem cierpliwego układania i poprawiania w kadrze. Korzystam ze statywu, więc na bieżąco mam podgląd w kadr, inaczej jest zbyt duże prawdopodobieństwo przypadku A tego wolałabym uniknąć.
Rajski ogród

W plenerze, zawsze staram się szukać odpowiednio rozproszonego światła do zdjęć. Czasem wygląda to tak, że muszę uciekać przed słońcem i co chwilę przesuwam się z moim „planem” coraz dalej. A przy okazji, misternie układany plan się rozwala i cała robota od nowa Ale dzięki temu jest trochę cienia i przebłysków światła w kadrze, co w domowym studio bez lamp, jest nie do podrobienia.

Oczywiście żeby wykreować tak różnorodne zdjęcia, potrzeba sporo produktów i nie obejdzie się bez wycieczki z sekatorem w „dzicz”. Zawsze ucinam trochę dłuższe gałęzie, żeby móc potem komponować dalszy plan. Potem trzeba je tylko odpowiednio zaczepić, na odpowiedniej wysokości i … gotowe. To chyba najgorsza część sesji, bo ciągle coś spada lub się przesuwa, albo wiatr strąci dla zabawy i czas leci, a zdjęcia w „polu”!

Jednak wyobraźnia plus cierpliwość w końcu przyniesie efekt.

Do zdjęć wykorzystałam 3 rodzaje śliwek, dynię, papryczki chili, figi, gruszki, winogrona, kukurydzę, czarny bez, głóg, dziką różę, pomidorki koktajlowe, mini ogóreczki oraz jeżyny i maliny. Nabiegałam się, żeby to wszystko znieść, trochę kalorii zleciało Wkrótce pojawi się druga część tej sesji, która powstawała na 3 raty, ze względu na burzę i ograniczony czas. Na to już nie miałam żadnego wpływu

Nie będę ukrywać, że lwia część efektu to postprodukcja. Bez świadomej obróbki zdjęć, ciężko byłoby uzyskać taki efekt. Dlatego zamiast się frustrować, trzeba się uczyć Przypomnę, że nie używam lamp i pracuję ze światłem zastanym, a takowe bywa kapryśne. Dlatego wolę posiedzieć przed kompem, niż dźwigać kilogramy sprzętu

Mam nadzieję, że sesja wyszła radosna, jasna, słoneczna i ciepła – w klimacie późnego lata, jak chciałam. Dodatki typowo polskie z naszych pól i łąk Oczywiście po sesji oprócz obolałych pleców i kolan, zostały mi na pamiątkę, podrapane przez dziką różę łokcie … ale co tam.

Niestety po sesji zawsze widzę swoje błędy – kadr niżej jest po prostu przeładowany. Mogłam zostawić sam bukiet bez śliwek. Ale jak to mówią – nauka nie idzie w las!
