Tytuł powinien brzmieć : bezy i mała czarna, czyli najsłodszy deser świata 😀 Mała czarna ma na imię Jaga, a cała sesja powstała specjalnie w tonacji waniliowo /karmelowo /kawowej. Trudno powiedzieć, czy bezy pełnią tu rolę pierwszoplanową czy są tylko tłem … Ale wreszcie udało mi się zrealizować moje marzenie o sesji z kocim słodziakiem 😉
Upieczenie bezów to jedno, a uśpienie kota czy „nakłonienie” go do pozowania, to spore wyzwanie (albo naiwność). Mnie zajęło to cały dzień, ponieważ Jaga jest niesamowicie żwawym kocięciem i nie usiedzi w miejscu dłużej niż nano sekundę. Chyba, że je. Albo śpi. Albo jest lekko przyćmiona po drzemce. I to są te krótkie momenty, kiedy można liczyć na współpracę 😉 Bo takie małe kocię jak dziecko – szybciej biega niż myśli.
Przy okazji znalazłam motywację, aby odświeżyć przepis na bezy i maksymalnie go uprościć. Naprawdę, tego nie da się zepsuć! Wystarczy ubić pianę z białek na sztywno z dodatkiem drobnego cukru, zabarwić czekoladą w proszku i wyciskać porcje na blachę. Suszymy minimum 2 godziny z termoobiegiem w niskiej temperaturze (90-100 °C), jeśli są chrupkie w środku, to znaczy, że już wystarczy. Finito. Nic prostszego!
Póki co, mam wrażenie, że właśnie powstała the best sesja roku 😉 Ale wciąż sobie powtarzam, że dopiero się rozkręcam. Trening, trening, trening … i zaczynam jak ten kot, gonić własny ogon, a przygotowanie całego wpisu pochłania mnóstwo mojego czasu i energii. Więc po ostatnim weekendzie obiecałam sobie, że przynajmniej 2-3 tygodnie nie będę robić żadnych zdjęć. Żadnych. Absolutnie.
Cóż … wystarczy, że „znalazłam” w ogrodzie piękny agrest na krzaku (o! już dojrzał?) i w głowie kiełkuje kolejny plan sesji (to chyba jakiś nałóg).
No bo jak nie teraz, to kiedy? A w sklepie nie kupię takiego „idealnego” i nie „pogniecionego” do zdjęć. Porzeczki już na wstępie zeżarły ślimaki, więc tylko to mi zostało. No i wiśnie. A do fotografii kulinarnej „wszystko musi być idealne”, świeże, jędrne, dorodne, soczyste, żywe … i najlepiej dopiero co rwane (jakość!). Ratunku!
Bezy i mała czarna
Perfekcjonizm i pracoholizm bywają zgubne. Trzeba mieć nad nimi kontrolę 😉 Jedyny plus tej sytuacji to to, że po sesji zawsze zostaje coś dobrego do zjedzenia. Ale upilnowanie, żeby nikt nie tknął moich kulinarnych „modeli” (czytaj: jedzenia), przed sesją czasem graniczy z cudem. I te ciągłe wyrzuty – to do zjedzenia czy do zdjęć? Ach, do zdjęcia … wiedziałam (oczywiście córka). Jak nikt inny, potrafi mnie wbić w poczucie winy … (dzieci!).
A po zdjęciach to niby co, wyrzucę? Jasne, że do zjedzenia! Ehh!
No i pytania do mnie z rodziny, która widziała już moje zdjęcia w necie – a czy u ciebie na stole to tak samo jak na zdjęciach? Nie wiem czy w podtekście jest podziw, zdumienie czy niepokój? Pewnie. A gdzie położyłabym talerze i inne potrawy?
Białka ubij na sztywno z solą, dodawaj partiami cukier nadal ubijając aż cukier się rozpuści (bez przesady). Na końcu wsyp czekoladę i krótko zmiksuj. Ubitą pianę przełóż delikatnie do rękawa cukierniczego z końcówką gwiazdki. Wyciskaj małe porcje piany na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (u mnie wyszły 2 blachy). Wstaw blachy do piekarnika nagrzanego do 90-100 °C i susz bezy z termoobiegiem około 2 godzin lub ciut dłużej. Jeśli bezy lekko się kleją z wierzchu, zwiększ temperaturę o 10 °C w trakcie suszenia, jednak miej na uwadze, że zbyt wysoka temperatura spowoduje ich zbrązowienie. Ostudzone bezy przechowuj w większym pojemniku próżniowym, wtedy nie ma opcji, że pociągną wilgoć z otoczenia.Bezy i mała czarna
Wydrukuj Przepis
Składniki
Instrukcje
Uwagi
Lubię ten artystyczny nieład na planie, kiedy dużo się dzieje w tle i nie tylko. Okruszki, śmieciuszki, dodatki, kwiatki – ale to tylko do zdjęć. Chaos i lenistwo to nie ten adres 😉
Jaga pozdrawia. Gościnnie niestety 🙂