Deser chałwowy z malinami i białą czekoladą

Wreszcie znalazłam czas na dokończenie zaległego posta 😉 Choć wcale nie jest łatwo go napisać, ponieważ Kitku uwielbia siedzieć przed monitorem i „polować” na myszkę wędrującą po ekranie. Przy okazji zasłania mi część monitora i sama nie wiem czy sprawdza moje literówki czy … co tam w kociej głowie siedzi? Deser chałwowy z malinami i białą czekoladą miałam przyjemność zjeść w cudnej restauracji, jednak czy udało mi się odtworzyć proporcje? Nie wiem, ale i tak wyszedł mega pyszny.

Zabrakło tu jedynie wędzonej śliwki (!), ale uznałam, że może wykorzystam ją kiedyś w innej wersji, kto wie. Bowiem okazuje się, że wędzona śliwka nie tylko do bigosu pasuje 😉

Jakiś czas temu, na blogu pojawił się trochę podobny przepis na panna cottę z malinami i karmelizowaną białą czekoladą.

Do deseru wykorzystałam ostatnie na krzakach jeżyny i maliny oraz przepięknie kwitnące w tym roku róże. A za oknem jesień … trudno uwierzyć patrząc na zdjęcia 🙂 Czasem mam wrażenie, że tylko dzięki zdjęciom możemy dokładnie odtworzyć przeszłość, zatrzymać coś w kadrze „na zawsze” i mieć złudzenie powrotu do czegoś, czego już nie ma. To trochę jak nieruchomy wehikuł czasu?

Kiedyś lubiłam przeglądać albumy ze zdjęciami … wspominać. Dziś już tego nie robię, trudno powiedzieć dlaczego? Może nie tęsknię za przeszłością, ani za swoją wersją sprzed 20-30 lat? Młodość często ubrana jest w naiwność, dzieciństwo w bezbronność. Wiele trzeba przejść i zrozumieć, żeby móc stanąć w swojej mocy.

A może coś, co wydawało się kiedyś fajne lub piękne (ludzie, zdarzenia), dziś jest jedynie żałosne? Jak choćby stara, niewielka choinka stojąca na stołku, jest jedynie tym czym jest, a nie cudownym drzewkiem spełniającym marzenia i gwarantującym przyjemną atmosferę przy stole 😉

Deser chałwowy z malinami i białą czekoladą

Magia jest zawsze w sercach, nie w gadżetach czy w rytuałach. Miłego, dobrego czasu wam życzę 😀