Tytuł powinien brzmieć : bezy i mała czarna, czyli najsłodszy deser świata Mała czarna ma na imię Jaga, a cała sesja powstała specjalnie w tonacji waniliowo /karmelowo /kawowej. Trudno powiedzieć, czy bezy pełnią tu rolę pierwszoplanową czy są tylko tłem … Ale wreszcie udało mi się zrealizować moje marzenie o sesji z kocim słodziakiem

Upieczenie bezów to jedno, a uśpienie kota czy „nakłonienie” go do pozowania, to spore wyzwanie (albo naiwność). Mnie zajęło to cały dzień, ponieważ Jaga jest niesamowicie żwawym kocięciem i nie usiedzi w miejscu dłużej niż nano sekundę. Chyba, że je. Albo śpi. Albo jest lekko przyćmiona po drzemce. I to są te krótkie momenty, kiedy można liczyć na współpracę Bo takie małe kocię jak dziecko – szybciej biega niż myśli.

Przy okazji znalazłam motywację, aby odświeżyć przepis na bezy i maksymalnie go uprościć. Naprawdę, tego nie da się zepsuć! Wystarczy ubić pianę z białek na sztywno z dodatkiem drobnego cukru, zabarwić czekoladą w proszku i wyciskać porcje na blachę. Suszymy minimum 2 godziny z termoobiegiem w niskiej temperaturze (90-100 °C), jeśli są chrupkie w środku, to znaczy, że już wystarczy. Finito. Nic prostszego!

Póki co, mam wrażenie, że właśnie powstała the best sesja roku Ale wciąż sobie powtarzam, że dopiero się rozkręcam. Trening, trening, trening … i zaczynam jak ten kot, gonić własny ogon, a przygotowanie całego wpisu pochłania mnóstwo mojego czasu i energii. Więc po ostatnim weekendzie obiecałam sobie, że przynajmniej 2-3 tygodnie nie będę robić żadnych zdjęć. Żadnych. Absolutnie.

Cóż … wystarczy, że „znalazłam” w ogrodzie piękny agrest na krzaku (o! już dojrzał?) i w głowie kiełkuje kolejny plan sesji (to chyba jakiś nałóg).

No bo jak nie teraz, to kiedy? A w sklepie nie kupię takiego „idealnego” i nie „pogniecionego” do zdjęć. Porzeczki już na wstępie zeżarły ślimaki, więc tylko to mi zostało. No i wiśnie. A do fotografii kulinarnej „wszystko musi być idealne”, świeże, jędrne, dorodne, soczyste, żywe … i najlepiej dopiero co rwane (jakość!). Ratunku!
Bezy i mała czarna

Perfekcjonizm i pracoholizm bywają zgubne. Trzeba mieć nad nimi kontrolę Jedyny plus tej sytuacji to to, że po sesji zawsze zostaje coś dobrego do zjedzenia. Ale upilnowanie, żeby nikt nie tknął moich kulinarnych „modeli” (czytaj: jedzenia), przed sesją czasem graniczy z cudem. I te ciągłe wyrzuty – to do zjedzenia czy do zdjęć? Ach, do zdjęcia … wiedziałam (oczywiście córka). Jak nikt inny, potrafi mnie wbić w poczucie winy … (dzieci!).
A po zdjęciach to niby co, wyrzucę? Jasne, że do zjedzenia! Ehh!

No i pytania do mnie z rodziny, która widziała już moje zdjęcia w necie – a czy u ciebie na stole to tak samo jak na zdjęciach? Nie wiem czy w podtekście jest podziw, zdumienie czy niepokój? Pewnie. A gdzie położyłabym talerze i inne potrawy?
Bezy i mała czarna
Wydrukuj PrzepisSkładniki
- *3 duże białka jaj od swojskiej kury
- *3/4 szklanki drobnego cukru
- *szczypta soli
- *2-3 łyżki czekolady do picia w proszku lub drobno startej czekolady
Instrukcje
Białka ubij na sztywno z solą, dodawaj partiami cukier nadal ubijając aż cukier się rozpuści (bez przesady).
Na końcu wsyp czekoladę i krótko zmiksuj.
Ubitą pianę przełóż delikatnie do rękawa cukierniczego z końcówką gwiazdki.
Wyciskaj małe porcje piany na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (u mnie wyszły 2 blachy).
Wstaw blachy do piekarnika nagrzanego do 90-100 °C i susz bezy z termoobiegiem około 2 godzin lub ciut dłużej.
Jeśli bezy lekko się kleją z wierzchu, zwiększ temperaturę o 10 °C w trakcie suszenia, jednak miej na uwadze, że zbyt wysoka temperatura spowoduje ich zbrązowienie.
Uwagi
Ostudzone bezy przechowuj w większym pojemniku próżniowym, wtedy nie ma opcji, że pociągną wilgoć z otoczenia.

Lubię ten artystyczny nieład na planie, kiedy dużo się dzieje w tle i nie tylko. Okruszki, śmieciuszki, dodatki, kwiatki – ale to tylko do zdjęć. Chaos i lenistwo to nie ten adres

Jaga pozdrawia. Gościnnie niestety
