W głębi duszy tęsknię za prawdziwym, rajskim ogrodem. Tęsknię za pięknem, obfitością i spełnieniem w istnieniu. Za czasem, kiedy wreszcie mogłabym ugasić „pragnienie”, po długiej, męczącej podróży przez … wyschnięty, ciernisty step jakim jest życie. Zebrać obfite plony i odpocząć w bratnim towarzystwie. Kiedy z radością mogłabym nacieszyć się kolorami i zapachami czystej natury, która stale ewoluuje, zachwyca i niesamowicie inspiruje…
Tęsknota za pięknem, powoduje, że każdą nową przestrzeń oswajam „tworząc piękno”. W ogrodzie to będzie różnorodność roślin z naciskiem, na te kwitnące. W przestrzeni zamkniętej to nacisk na jakość, funkcjonalność oraz atrakcyjność wizualną. Brzydota czy niechlujstwo mnie „boli” i odpycha zarazem 😉
Więc kiedy „schodzimy” z raju, na ziemski padół pełen chaosu, cierpienia i brzydoty, jedyne co możemy zrobić to podnosić jakość wokół siebie. Rozświetlać mrok swoim światłem. Skupić się na tym, co dobre, pozytywne. Skierować energię na to, co ma potencjał. I tworzyć, kreować (czasem zniszczyć), aż wszystko wokół zmieni się na lepsze …
Cała sesja powstała w moim niewielkim (rajskim) ogrodzie. Motywem przewodnim jest kolor zielony, żółty i fioletowy, który obficie manifestuje teraz natura. Najwięcej czasu zajęło mi przygotowanie samych stylizacji, mini bukietów i roślinnych aranżacji. To, co na zdjęciu wydaje się lekkie i przejrzyste, w istocie jest efektem cierpliwego układania i poprawiania w kadrze. Korzystam ze statywu, więc na bieżąco mam podgląd w kadr, inaczej jest zbyt duże prawdopodobieństwo przypadku 😉 A tego wolałabym uniknąć.
Rajski ogród
W plenerze, zawsze staram się szukać odpowiednio rozproszonego światła do zdjęć. Czasem wygląda to tak, że muszę uciekać przed słońcem i co chwilę przesuwam się z moim „planem” coraz dalej. A przy okazji, misternie układany plan się rozwala i cała robota od nowa 😉 Ale dzięki temu jest trochę cienia i przebłysków światła w kadrze, co w domowym studio bez lamp, jest nie do podrobienia.
Oczywiście żeby wykreować tak różnorodne zdjęcia, potrzeba sporo produktów i nie obejdzie się bez wycieczki z sekatorem w „dzicz”. Zawsze ucinam trochę dłuższe gałęzie, żeby móc potem komponować dalszy plan. Potem trzeba je tylko odpowiednio zaczepić, na odpowiedniej wysokości i … gotowe. To chyba najgorsza część sesji, bo ciągle coś spada lub się przesuwa, albo wiatr strąci dla zabawy i czas leci, a zdjęcia w „polu”!
Jednak wyobraźnia plus cierpliwość w końcu przyniesie efekt.
Do zdjęć wykorzystałam 3 rodzaje śliwek, dynię, papryczki chili, figi, gruszki, winogrona, kukurydzę, czarny bez, głóg, dziką różę, pomidorki koktajlowe, mini ogóreczki oraz jeżyny i maliny. Nabiegałam się, żeby to wszystko znieść, trochę kalorii zleciało 😉 Wkrótce pojawi się druga część tej sesji, która powstawała na 3 raty, ze względu na burzę i ograniczony czas. Na to już nie miałam żadnego wpływu 😉
Nie będę ukrywać, że lwia część efektu to postprodukcja. Bez świadomej obróbki zdjęć, ciężko byłoby uzyskać taki efekt. Dlatego zamiast się frustrować, trzeba się uczyć 😉 Przypomnę, że nie używam lamp i pracuję ze światłem zastanym, a takowe bywa kapryśne. Dlatego wolę posiedzieć przed kompem, niż dźwigać kilogramy sprzętu 😀
Mam nadzieję, że sesja wyszła radosna, jasna, słoneczna i ciepła – w klimacie późnego lata, jak chciałam. Dodatki typowo polskie z naszych pól i łąk 😀 Oczywiście po sesji oprócz obolałych pleców i kolan, zostały mi na pamiątkę, podrapane przez dziką różę łokcie … ale co tam.
Niestety po sesji zawsze widzę swoje błędy – kadr niżej jest po prostu przeładowany. Mogłam zostawić sam bukiet bez śliwek. Ale jak to mówią – nauka nie idzie w las!